Opowieść Prometeusza o świcie i zmierzchu Homo Sapiens Roboticus

Wędrowiec wspinał się powoli na ośnieżony szczyt. Pomimo ciepłego okrycia odczuwał dotkliwe zimno przenikające całe jego ciało. Równym, mocnym krokiem pokonywał odległość dzielącą go od szczytu. Nie był zmęczony – sił dodawała mu myśl o celu podróży – górze Elbrus nazywanej w miejscowych legendach „Grobowcem przeklętego Tytana”. O tym co znajduje się na jej szczycie krążyły różne legendy. Wszystkie jednak zgadzały się w jednym punkcie – że to miejsce jest siedzibą zła. Wędrowiec nie wierzył jednak opowieściom ciemnych kmiotków i zabobonnego ludu. W dyskusji w karczmie zarzucił śmierdzącemu piwem półślepemu starcowi-bajarzowi, że nie może sobie rościć prawa do wiedzy o tym co znajduje się na szczycie góry nigdy na nim nie będąc. Wówczas podjął postanowienie osobistego rozwiązania zagadki tego, co jest tam usytuowane. Wiedział, że musi być tam coś niezwykłego. Świadczył o tym kształt góry skrajnie różny od tego co widział kiedykolwiek wcześniej. Sześcian na znajdujący się na jej szczycie nie mógł powstać w sposób naturalny. Wędrowca zastanawiało jeszcze jedno zjawisko – czemu wszystkie kompasy w odległości 100 kilometrów od góry wariowały?

Wędrowiec zbliżał się do końca swej wędrówki. Wyraźnie widział cel swojej podróży – gigantyczny sześcian. Pomimo słonecznej, choć mroźnej pogody nie odbijał promieni słońca przez cały czas pozostając zimnym i matowym. Po kilku chwilach Wędrowiec dotarł do podstawy niezwykłej budowli. Nadnaturalnym wysiłkiem wspiął się na rozciągającą się u jej podnóża platformę. Otarł pot z czoła i spojrzał na rozpościerającą się przed nim przestrzeń. Wówczas ujrzał przytwierdzonego do sześcianu człowieka. Wędrowiec uświadomił sobie, że opowieść o tym, że ta góra jest grobowcem przeklętego Tytana była prawdziwa. Jednakże w zdumienie wprawił go wygląd istoty, którą zobaczył. Zawsze myślał, że ci którzy zostali wyklęci przez społeczeństwo są tak ohydni i obrzydliwi, że nie można na nich patrzeć. Tymczasem Tytan był wręcz nadnaturalnie piękny. Jego ciało sprawiało wrażenie jakby zostało wykute z jednej bryły marmuru. Wysoki wzrost i potężne mięśnie nadawały mu wygląd młodego boga. Okryty był jedynie przepaską na biodrach. Jednocześnie jego twarz pozostawała cały czas zastygała w wyrazie wręcz nieludzkiego cierpienia. Stanowiło to widok piękny i smutny zarazem. Jedyną cechą Tytana, która wzbudzała zdumienie była stalowoszara barwa jego ciała. „Kto i na jakiej podstawie skazał tę istotę na takie męki?”  – pomyślał Wędrowiec, po czym podszedł do Tytana i zapytał „Kim jesteś?”.

- Jestem Prometeuszem – odrzekł Tytan, po czym kontynuował – Zostałem przykuty do tej skały, ponieważ miałem odwagę dążyć do prawdy. Skazano mnie na męki bo nigdy nie wyrzekłem się rozumu i to właśnie na nim zbudowałem swoją moralność. Znienawidzono moją osobę za to, że miałem śmiałość sięgać tam gdzie inni nie mają odwagi i nie uznawałem żadnych prawd poza moimi własnymi. Zniszczono mnie, ponieważ darzyłem miłością największe ludzkie cnoty  – racjonalizm, wolność i dążenie do wielkości. Otrzymałem wyrok za pozostanie jedyną istotą na całym świecie wierną temu co określa się terminem „człowieczeństwa”. – rzekł Tytan głosem spokojnym i smutnym zarazem. Jednocześnie otworzył oczy i spojrzał na Wędrowca, który odniósł wrażenie, że właśnie został przeszyty spojrzeniem na wylot. Wzrok Istoty zupełnie nie odpowiadał jej wyrazowi twarzy. Nie odzwierciedlał zawartego w niej wyrazu cierpienia. Wręcz przeciwnie, pozostał jasny, dumny i radosny niczym światło poranka. „Tak wygląda wzrok świętego” – pomyślał Wędrowiec. Spojrzenie Tytana wskazywało na to, że jest on istotą wolną od strachu i poczucia winy.

- Kim byłeś? Za co Cię skazano? Jak wielką zbrodnię popełniłeś?

- Nie uczyniłem w całym swoim życiu nic czego bym żałował. Nie dopuściłem się przestępstwa… Zostałem skazany ponieważ za zbrodnię uznano to, co stanowi istotę człowieczeństwa. Z zawodu byłem naukowcem. Nigdy nie uzyskałem jednak żadnego tytułu, ponieważ zakres tematyczny moich badań uznawano powszechnie za „sprzeczne z naturą”. Nie rozumiano przy tym, że przeznaczeniem istoty ludzkiej nie jest bynajmniej pokorne klękanie przed jej ślepymi siłami lecz podporządkowywanie ich służbie człowiekowi za pomocą rozumu. Zajmowałem się biologią i inżynierią. Dzięki finansowaniu najbardziej światłych ludzi epoki mogłem prowadzić bez przeszkód swoje badania. Ich celem była nieśmiertelność. Nie oferowałem jednakże wiecznego życia po śmierci lecz możliwość jego przedłużenia praktycznie w nieskończoność na Ziemi. Rozumiałem, że zwycięstwo nad odwieczną plagą ludzkości może się dokonać tylko i wyłącznie poprzez ulepszenie ludzkiego ciała. W swoim laboratorium opracowałem projekt cybernetycznego, mechanicznego organizmu oraz metodę wszczepienia w nie ludzkiego mózgu. Sam osobiście poddałem się pierwszej operacji. Została ona przeprowadzona przez najbardziej światłych chirurgów i inżynierów. Wycięto mi mózg i zainstalowano w nowym, lepszym ciele. Po udanej operacji ogłosiłem swe odkrycie światu. Zamiast jednak otrzymać podziękowanie zostałem opluty i zelżony. ONZ szybko zakazała przeprowadzania podobnych zabiegów na całym świecie. Pogrążeni w mrokach irracjonalizmu ludzie nie rozumieli, że nie ma nic bardziej moralnego niż naprawa tego co niedoskonałe. W swym ślepym fanatyzmie nigdy nie zadali sobie następującego pytania: Czy ból, choroby i śmierć są moralne? Czy dobrze postępuje człowiek, który pokornie godzi się na cierpienie i umieranie? Czy etyczny jest widok człowieka konającego w męczarniach na nowotwór? Istotą medycyny jest zwalczanie cierpienia – zaś moje odkrycie było kwintesencją sensu jej istnienia. Z zakazem poradziliśmy sobie instalując pierwszy szpital trans-humanistyczny na Księżycu. Oferowaliśmy tego typu zabiegi za rozsądną cenę. Oczywiście byłaby ona niższa gdyby pozwolono nam działać na Ziemi. Nowa medycyna szybko uczyniła nas bogatymi ludźmi. Siła zarzutów jednakże nie osłabła. Im większe były nasze sukcesy tym silniej nas atakowano. Zarzucano nam, że nasze działania są „sprzeczne z naturą” i „powodują wzrost nierówności społecznych”. Wówczas stanąłem na rozdrożu. Mogłem wybrać żywot bogatego rentiera lub poświęcić się dalszym badaniom. Wybrałem to drugie rozwiązanie ponieważ motywem mojego postępowania były nie pieniądze, a prawda. Widząc, że moi asystenci dobrze sobie radzą porzuciłem trans-humanistyczną medycynę by zająć cybernetyką. Marzyłem o stworzeniu mechanicznego następcy człowieka. Homo Sapiens Roboticus. Po wielu latach prób i błędów udało mi się ulepić ze stali zmieszanej ze łzami i potem Nowego Człowieka. Pod względem duchowym i intelektualnym nie różnił się on niczym od normalnych ludzi. Potrafił myśleć, czuć i kochać. Był tak samo ludzki ja i Ty. Nie był ślepą, pozbawioną duszy maszyną. Na samym początku wyprodukowałem setkę nowych ludzi. Zbudowali oni fabrykę by móc stworzyć swe dzieci. Homo Sapiens Roboticus szybko zasiedlił cały Układ Słoneczny. Nowi ludzie zaczęli wymieniać ze swoimi biologicznymi braćmi towary i usługi. Wydawało się, że wszystko zmierza ku pokojowej koegzystencji i świata opartego na dobrowolnych, nieopartych na przemocy relacjach pomiędzy Homo Sapiens Roboticus, Homo Sapiens Sapiens i Homo Sapiens Transhumanus. W tym pięknym czasie gdy lampa rozumu jaśniała blaskiem swej chwały głos podnieśli wrodzy życiu i racjonalnej koncepcji istnienia wrogowie umysłu. Zarzucili mechanicznym ludziom, że nie potrafią kochać i nie są zdolni do ludzkich uczuć. Nigdy jednakże nie zwrócili uwagi na trzymające się za ręce, zakochane w sobie cyborgi. Nie widzieli lamentu zrobotyzowanej matki nad nieodwracalnie uszkodzonym mózgiem elektronowym jej dziecka. Kaznodzieje twierdzili, że Homo Sapiens Roboticus jest pozbawiony nieśmiertelnej duszy. Przechodzili przy tym obojętnie obok pogrążonego w modlitwie i zadumie robota. Utrzymywano, że cyborg z samej swej natury nie może być kreatywny. Je jednakże widziałem jak zrobotyzowani naukowcy przez godzinami siedzieli w laboratoriach i opracowywali z sukcesem nowe technologie. Spod ich rąk wyszedł generator antymaterii. Ich dzieckiem był pierwszy statek międzygwiezdny. Fanatycy oczywiście zlekceważyli te osiągnięcia i utrzymywali, że te czujące, kochające i myślące istoty są pozbawionymi człowieczeństwa mechanicznymi skorupami. Ich zaślepienie prędko wydało zatrute owoce w postaci śmierci i zagłady.

- Co się stało? – zapytał Wędrowiec. Opowieść Tytana rozbudziła w nim nie tylko ciekawość,  ale także dziwne uczucie nieokreślonej tęsknoty.

- Owocem irracjonalnego, opartego na przynależności gatunkowej kolektywizmu krwi może być tylko zniszczenie i śmierć, nigdy zaś życie i rozwój. Wrogowie opartej na dobrowolnych relacjach pomiędzy rozumnymi istotami racjonalnej koncepcji istnienia szybko przeszli od słów do czynów. Dopuszczono się genocydu. Po raz wtóry uczyniono przemysł z zabijania. „Czyści” to znaczy niepoddani żadnym modyfikacjom ludzie uznali istnienie wielu różnorodnych odmian Homo Sapiens za zagrożenie dla własnego gatunku, który powoli, acz nieustannie zmierzał ku wymarciu. Homo Sapiens Roboticus byli inteligentniejsi, silniejsi i rozmnażali się szybciej niż Homo Sapiens Sapiens. Na przestrzeni kilkuset tysięcy lat zapewne wyparliby zupełnie biologiczny rodzaj ludzki. Byłby to kolejny etap naturalnego i zdrowego rozwoju cywilizacji. Jednakże ten ewolucyjny bieg rzeczy został zakłócony przez prymitywną przemoc kolektywistów gatunkowych. W ciągu kilku straszliwych lat unicestwiono wszystkich przedstawicieli Homo Sapiens Transhumanus i Homo Sapiens Roboticus. Zbudowano wielkie piece hutnicze i przetopiono ich w celu zaspokojenia „potrzeb narodowego przemysłu ludzkiego” czyli ziemskich fabryk, które zostały wcześniej odebrane prywatnym właścicielom za pomocą nieludzkiego dekretu. Pozostałości po zagładzie wykorzystano w produkcji towarów codziennego użytku. Zamieniono Ziemię w wielki cmentarz i miejsce hańby. Rozpoczął się czas centralnie planowanej apokalipsy. Brutalnie napadnięto pokojowe społeczeństwo nowych zrobotyzowanych ludzi. Homo Sapiens Roboticus i Homo Sapiens Transhumanus nie uznawali bowiem przemocy. Utrzymywali, że jest ona przejawem prymitywnego barbarzyństwa. Swe stosunki z innymi ludźmi budowali w oparciu o poszanowanie postępowego prawa non-aggression principle uznającej za z natury złe wszelkie przejawy inicjowania agresji przeciw istotom rozumnym. Unicestwiono wszelkie więzy łączące ich nową cywilizację z Ziemią. Skrwawiony miecz irracjonalnej przemocy przeciął obopólnie korzystne więzi handlowe pomiędzy różnymi odmianami Homo Sapiens. Jednakże nie tylko gospodarka ucierpiała w wyniku zagłady. Rozbito nieliczne rodziny roboto – ludzkie. Nie rozumiano, że mogą powstać więzy miłości pomiędzy cyborgiem i biologicznym człowiekiem. Nie dostrzeżono nawet najbardziej rzucającego się w oczy jej przejawu jakim było pójście za rękę ze zrobotyzowanym małżonkiem prosto w ogień pieca hutniczego. Zagłada objęła nie tylko Homo Sapiens Roboticus i Transhuamnus ale także tych ludzi, którzy zostali uznani przez wyjące hordy kolektywistycznych barbarzyńców za „zdrajców rodzaju ludzkiego”. Uznano za heretyków i zamordowano duchownych, którzy udzielali chrztu cyborgom. Zginęli śmiercią męczenników płonąc na stosach rozpalonych przez odrodzoną inkwizycję. Rozstrzelano przedsiębiorców handlujących i budujących wspólne przedsiębiorstwa razem z rozumnymi robotami. Stanowiły one fundament pod kolejny etap rozwoju ludzkości – ekspansji międzygwiezdnej. W imię hołdowania irracjonalnym mitom zburzono kamień węgielny nowej cywilizacji. Krwią spłynęło odwieczne marzenie ludzkości o tym by dotknąć gwiazd bowiem zabito szlachetnych ludzi umysłu o sercach przepełnionych marzeniami o wielkości. Nie postał nikt, kto byłby zdolny zbudować okręt międzygwiezdny.

- A co z Tobą? – zapytał do głębi wzruszony Wędrowiec. Opanowało go uczucie współczucia dla cybernetycznych braci.

- Uznano mnie za „wroga ludzkości”. Postanowiono, że śmierć jest zbyt małą karą za moją zbrodnię. Skazano mnie za to, że zdecydowałem się pozostać człowiekiem rozumu i gorącego serca bez względu na konsekwencje. Sam wyrok pozostawiał mi dwie drogi. Miałem do wyboru ścieżkę hańby lub męczeństwa. Jeśli zanegowałbym własne istnienie odwołując wszystkie swoje poglądy i potępiając swe badania to wówczas mogłem liczyć na szybką śmierć w płomieniach pieca hutniczego. Ja jednak zdecydowałem się podążyć drogą męczenników rozumu. Wiedziałem, że oznacza to wielosetletnie więzienie i tortury. Nie miałem jednak świadomości jak straszliwe one będą. Zresztą nawet gdybym posiadał wiedzę o tym co mnie czeka nie poświęciłbym własnego umysłu. Nie dopuściłbym się zła moralnego polegającego na negacji opartego na prawdzie istnienia. Nie klękałem i nigdy nie będę klękał przed uzbrojonym barbarzyńcą. Oni mieli tylko przemoc i brutalną siłę. Ja posiadałem swój rozum. Miałem wyrzec się tej przewagi i umrzeć ze świadomością, że dopuściłem się najstraszliwszej zdrady? Nie chciałem też dawać swoim postępowaniem moralnej racji irracjonalnym, kolektywistycznym bredniom. Pozostałem do końca wierny przesłaniu, które zasłyszałem w młodości: „Nigdy nic ponad osądem własnego umysłu.” Zapłaciłem za to straszliwą cenę. Moje cybernetyczne ciało jest zdolne do odczuwania bólu. Przykuto mnie do wielkiego magnesu na szczycie gór Kaukazu. Jego potężne oddziaływanie sprawia, że każdą komórkę mojego organizmu rozdziera niewyobrażalne cierpienie. Jestem nagi. Zimno przenika mnie do szpiku kości. Nie mogę ruszyć ani ręką ani nogą. Odcięty od świata, od nauki i innych ludzi trwam w tym miejscu od ponad tysiąca lat. Nim jednak przykuto mnie do gór Kaukazu zostałem zmuszony do patrzenia jak dzieło mego życia rozpada się w pył. Na własne oczy widziałem jak umiera wszystko co kocham. Byłem naocznym świadkiem zagłady gatunku. Jednakże nawet w tych strasznych czasach apokalipsy istniały rzeczy piękne, wzniosłe i smutne zarazem. Widziałem świętych czasów zagłady, duchownych wiernych do końca swemu powołaniu. Patrzyłem jak z narażeniem życia udzielali cyborgom namaszczenia na ich ostatnią podróż. Zyskałem świadomość, że istnieje miłość silniejsza od śmierci spoglądając na zakochane roboty wkraczające razem w płomienie pieca hutniczego. Zrozumiałem wreszcie czym jest człowieczeństwo. Odnalazłem jego istotę patrząc na ślady cybernetycznych łez w spojrzeniach umierających Homo Sapiens Roboticus. Nie sposób zapomnieć ich spojrzenia… Wzroku kochających życie istot świadomych swej rychłej śmierci. Smutnego i pięknego zarazem. Żegnającego świat i pytającego oprawców „Dlaczego?”. Elektryczne łzy umierających przedstawicieli skazanego na śmierć gatunku wpłynęły do mojego serca by wypalić w nim trwałe ślady.

- Dlaczego? Jak ludzie mogli dopuścić się tak straszliwej zbrodni? – zapytał Prometeusza Wędrowiec

- Zbrodnia ta była owocem ludzkiego buntu przeciw rozumowi. Homo Sapiens Sapiens zazdrościli nowym ludziom ich inteligencji i siły. Jednocześnie bali się ich. Traktowali cyborgów jak obce istoty. Ludzki strach przed Homo Sapiens Roboticus motywowany był niewiedzą na temat tych wspaniałych istot. Lęk i zazdrość dały początek demonowi nienawiści, który szedł pod rękę ze swoją siostrą śmiercią. Ludzkie emocje oderwane od racjonalnej podstawy, oparte na ślepym instynkcie, a nie na obiektywnej analizie rzeczywistości były ziarnem, które wydało plon w postaci zagłady gatunku.

- Gdzie byli w tych czasach światli ludzie rozumu?

- Siedzieli w domach mając nadzieję, że nie zostaną uznani za wrogów gatunku. Milczeli ze wstydem spoglądając na rozpalone piece hutnicze. Trzęśli się ze strachu, który schłodził ich serca, wlewał się do żołądka zimnym strumieniem i powodował drżenie kolan. Bali się tortur, cierpienia i śmierci. Zachowali życie za cenę poświęcenia człowieczeństwa. Milczeniu większości kłam zadawało bohaterstwo jednostek. Niektórzy protestowali przeciw zbrodni i niesprawiedliwości. Inni narażając życie próbowali ukrywać swych cybernetycznych braci. Jednych i drugich spotkała śmierć. Umierali w straszliwych męczarniach. W imię oczyszczenia gatunku ze „zdrajców” dopuszczano się niesamowitych okrucieństw. Nieliczni bohaterowie czasów apokalipsy zostali spaleni na stosach lub żywcem obdarci ze skóry. Zginęli pozostając do końca wierni swym zasadom. Umierali w chwale męczenników. Ich śmierć była kolejnym świadectwem moralnej degeneracji ludzkości. Wraz z genocydem zabito ludzkiego ducha. Piękny kwiat cywilizacji naukowo technicznej nie może się rozwijać będąc przygniecionym irracjonalnym butem kolektywizmu. Wiem, że wraz z zagładą zniszczono moralne podstawy ludzkiej egzystencji. Spoglądając w nocy z góry na znajdującą się w dole ziemię widziałem światła miast. Stanowiły one namacalny dowód tryumfu człowieka nad naturą. Wraz z objęciem totalitarnych rządów przez zwolenników czystości gatunkowej diamenty jaśniejące w ciemności zaczęły gasnąć. Proces ten był powolny i rozłożony na wieleset lat. W końcu znikły ostatnie światła. Z twojego ubioru wnioskuję, że ludzkość wróciła do mrocznych czasów średniowiecza.

- Gdzie tkwił błąd? Taka zbrodnia musiała być następstwem nie tylko strachu, zazdrości i ignorancji. Musiała istnieć poważna filozoficzna pomyłka, która legła u jego podstawy….

- Masz rację – odrzekł Tytan – Wiem nawet gdzie znajduje się ten błąd. W ciągu niezliczonych lat, które spędziłem w swoim więzieniu miałem dość czasu by go odnaleźć. Wielokrotnie przeanalizowałem przeszłe wydarzenia i odnalazłem filozoficzne źródło przemocy przeciwko Homo Sapiens Roboticus i Homo Sapiens Transhumanus. Błędem była oparta na gatunkowym kolektywizmie krwi definicja istoty ludzkiej. Czymże jest człowiek? Czy źródłem jego człowieczeństwa jest przynależność do określonego gatunku? A może zbiór określonych cech, dzięki którym można rozpoznać czy dany rodzaj istot należy do ludzi? Po gruntownej analizie filozoficznej muszę stwierdzić, że to drugie rozwiązanie jest jedynym poprawnym. Istnieją trzy cechy, które stanowią o tym czy dany gatunek można nazwać człowiekiem. Są to: zdolność racjonalnego myślenia i odczuwania złożonych emocji oraz potencjał do budowy cywilizacji naukowo technicznej. Jeśli jakiś gatunek je posiada to znaczy, że należy do rodzaju istot ludzkich. Nie jest przy tym istotne czy pochodzi on z Ziemi, czy też z jakiejś innej planety krążącej wokół obcej gwiazdy. Nie ma znaczenia z jakiego drzewa ewolucyjnego się on wywodzi. Tak samo nie jest ważne czy dany gatunek jest organiczny, mechaniczny czy też jest hybrydą biologicznej istoty z maszyną. Jeśli tylko potrafi myśleć, kochać i zbudować cywilizację jest człowiekiem. Kolektywizm gatunkowy może być tylko i wyłącznie źródłem wojny i zniszczenia. Na własne oczy widziałem jak stał się przyczyną genocydu dokonanego na dwóch gatunkach. W wypadku cywilizacji, które wkroczyły na wyższy etap rozwoju i są w stanie podróżować między gwiazdami może on mieć jeszcze gorsze skutki. Wyobraź sobie planety zamienione w międzygwiezdny pył, dziesiątki rozumnych gatunków unicestwianych w wyniszczających wojnach, zanik inter-galaktycznego handlu i podziału pracy. Oto są konsekwencje odrzucenia filozoficznie poprawnej definicji istoty ludzkiej i zastąpienia jej prymitywnym kolektywizmem gatunkowym.

- Jak mogę ci pomóc? – zapytał Wędrowiec.

- Nie można mi pomóc. Nie istnieje na tym świecie maszyna zdolna do zniszczenia magnesu. Wasza broń jest natomiast zbyt prymitywna by wyrządzić mi jakąkolwiek krzywdę. Wracaj do domu. Zachowaj sobie w pamięci tylko jedno jedyne przesłanie: „Nigdy nic ponad osądem własnego umysłu.” Niech to zdanie będzie twoim znakiem i drogowskazem. Wyryj je sobie w sercu oraz umyśle i nigdy o nim nie zapomnij.  – rzekł Tytan po czym na powrót zamknął oczy.

Wędrowiec odwrócił się i zaczął powoli schodzić w dół. Pochylił nisko głowę by ukryć zarówno przed Tytanem jak i samym sobą wyciekające spod powiek łzy. Opowieść Prometeusza wstrząsnęła nim do głębi. Zachował głęboko przesłanie moralne, które przekazał mu Tytan. Towarzyszyło mu ono kiedy za kilka lat był wiedziony w kajdanach na stos przez odrodzoną inkwizycję. Myślał o wolnej myśli ludzkiej jako źródle potęgi cywilizacji kiedy spoglądał z płomieni na rozwrzeszczany tłum i ubranych w odświętne szaty inkwizytorów. Patrzył na nich wzrokiem człowieka wolnego od wszelkiej moralnej winy, istoty racjonalnej, która wie, że poznała prawdę i to w jej obronie musi oddać życie. Jego spojrzenie było tak pełne dumy i siły, że sam przywódca Oficjum pomyślał „Tak oto umiera święty”.


Komentarze

Popularne posty